sobota, 31 marca 2012

Premier League czy La Liga ?

Która liga jest lepsza ?




Przyjęło się, że w Hiszpanii rządzi FC Barcelona oraz Real Madryt, a sama liga BBVA jest nudna jak flaki z olejem. Z pierwszą częścią zdania zgadzam się w 100%, lecz drugą część jest nieprawdą, ponieważ różnice punktowe od miejsca trzeciego w dół są bardzo niewielkie, a walka pomiędzy drużynami jest bardzo zacięta do samego końca, zresztą podobnie jak w Anglii.

Większość kibiców uważa, że najlepszą ligą na świecie jest Premier League, ze względu na wysoki, wyrównany poziom klubów(i tak nikt nie przebije Polskiej Ekstraklasy pod względem wyrównania:P), waleczność w każdym meczu do ostatniej sekundy oraz wysokie umiejętności poszczególnych piłkarzy, którzy są ozdobą ligi. Jednak ja dostrzegam niektóre aspekty, które występują również w Hiszpanii. 

Na początku każdego sezonu w Anglii o mistrzostwo walczy „wielka czwórka” + ostatnio dołączył Manchester City dzięki petrodolarom. Oczywiście te drużyny osiągają wysokie miejsca w lidze, jednak na przestrzeni kilku ostatnich lat dostrzegam jedną prawidłowość: Grają wszyscy, a i tak wygrywa Manchester United lub Chelsea Londyn. W tym sezonie Premier League wygląda niemal identycznie jak liga BBVA. Obie drużyny z Manchesteru odjechały reszcie stawki na kilkanaście punktów i te ekipy rozstrzygną między sobą, kto zostanie mistrzem Anglii. Nie przypomina wam to czegoś z La Liga?  

W Anglii faworyci do mistrzostwa mogą stracić punkty w lidze z każdym, nawet z spadkowiczem. Zastanówmy się czy w Hiszpanii jest podobnie. Ostatni remis Realu z Villareal czy porażka Barcelony z Osasuna Pampeluna. W Anglii mamy taka samą sytuację. Potwierdza to fakt z ostatniej kolejki, gdzie Manchester City zremisował z Sunderland 3 : 3, tracąc bezcenne punkty w walce o mistrzostwo.

Przez Dumę Katalonii oraz Królewskich inne kluby w Hiszpanii zostały zepchnięte na dalszy plan, a co za tym idzie uznane za słabsze. Zupełnie inaczej jest w Anglii, gdyż drużyny "słabsze" wypracowały sobie większą markę niż klub Hiszpańskie. Inną kwestią są także budżety klubów z wysp i Hiszpanii, jednak stwierdzenie, że drużyny z półwyspu Iberyjskiego( oprócz Realu i Barcy) są słabsze od Angielskich jest fikcją. Dla udowodnienia mojej tezy porównajmy osiągnięcia drużyn Angielskich i Hiszpańskich, (wyłączając Chelsea, Manchester United, Real Madryt oraz FC Barcelonę) na przestrzeni ostatnich kilku lat w Europejskich Pucharach. W Champions League, oprócz wymienionych wyżej potentatów, zazwyczaj mamy dwa zespoły Angielskie i dwa Hiszpańskie, a co najmniej jeden z nich zawsze awansuje do 1/8 rozgrywek. Podobnie jest w Lidze Europy, gdzie do rozgrywek średnio kwalifikują się 3 drużyny z obu krajów. W tych rozgrywkach nieco lepsze są kluby reprezentujące Hiszpanię. Częściej awansują do ćwierćfinałów czy półfinałów  Do bezpośredniego starcia między przedstawicielami obu krajów doszło w maju 2010r, gdy Atletico Madryt pokonało w finale Fulham 2:1. Wyniki owszem odgrywają dużą rolę, ale brak wyspiarzy oraz piłkarzy z płw. Iberyjskiego nie były by tak spektakularne.

Spór o to, która liga jest lepsza trwa i będzie trwał pomiędzy kibicami i dziennikarzami jeszcze przez dziesiątki a może i setki lat, a jego rozstrzygnięcie jest nierealne. Każda z tych lig rządzi się swoimi prawami i ma szczególne cechy charakterystyczne. W Anglii stawia się na siłę i nieustępliwość, natomiast w Hiszpanii na technikę, posiadanie piłki oraz szybkość. Według mnie obie ligi prezentują bardzo zbliżony, wysoki poziom i pretendują do miana najlepszej na świecie.

Która liga jest lepsza? Zapraszam do dyskusji ;D
 MF

niedziela, 25 marca 2012

Quo vadis Arsenal

foto: uefa.com

Jak gra aktualnie Arsenal? Przymiotników, którymi można to opisać często brakuje. Piłkarze Arsene'a Wengera wygrali sześć ostatnich spotkań, pięć ligowych i jedno w Lidze Mistrzów. W każdym z nich Kanonierzy przeważali i zasłużenie zdobywali trzy punkty. To sprawiło, że obecnie w tabeli są już na trzecim miejscu. Zastanawiam się jednak czy to dobre dla klubu z Londynu?

Od kilku sezonów kibice Kanonierów są głodni sukcesów. W obecnym także nie mogą liczyć na żadne trofeum. Zespół Wengera odpadł już i z Ligi Mistrzów jak i z dwóch pucharów krajowych. W lidze po fatalnym początku zaprzepaścił szanse na tytuł, który tak obiecywał Arsene przed sezonem. Wydawało się, że ten sezon będzie wielkim pasmem porażek, a tu przy sporej dozie szczęścia w postaci fatalnej dyspozycji rywali Arsenal rozpoczął serię zwycięstw i zaczął piąć się w górę tabeli. Aktualnie jest tuż za dwójką liderów z Manchesteru. Problem z tym klubem jest taki, ze zaczęli dobrze grać w momencie kiedy liga jest pozamiata. Na pewno kibiców cieszy fakt, że najprawdopodobniej Liga Mistrzów znów zagości na Emirates Stadium. Nie mogą jednak zapomnieć, że aspiracje klubu są dużo wyższe. Drużyna z Londynu co roku jest wskazywana jako ta która ma walczyć o wygraną. Obiecuje to zresztą sam Wenger, podgrzewając atmosferę. Potem jednak rozgrywki ligowe weryfikują umiejętności zawodników i okazuje się, ze znów trzeba ratować sezon. Teraz Arsenal gra świetnie i już pojawiły się głosy, ze ta drużyna, gdyby nie fatalny początek mogłaby walczyć o mistrzostwo. Otóż jest to totalna FIKCJA. Ekipa z Emirates jest ZA SŁABA by walczyć o najwyższe laury. Głównym problemem jest brak klasowych liderów na których można by oprzeć grę. Tam nie ma ludzi, którzy są przyzwyczajeni do wygranych. Albo są oni za młodzi i dopiero utalentowani albo za starzy i jeszcze nie wykupieni przez inne zespoły. Odpowiedzialny za taką sytuację jest Arsene Wenger ale nie tylko go trzeba winić za taką sytuację. Nie wierzę w to, że tylko on decyduje tam o wszystkim co się dzieje w klubie. Przecież od tego jest też cały zarząd, który dokładnie widzi co na rynku transferowym wyrabia Francuz. Wystarczyłoby powiedzieć: "Chcemy walki o mistrzostwo! Tylko to się liczy". Wtedy jestem pewny, że nie wydarzyłoby się to co podczas ostatniego letniego okna transferowego kiedy klub niby walczący o mistrzostwo ZARABIA prawie 14 milionów euro. I to w momencie kiedy City na transfery wydaje o 65 milionów więcej niż zarabia, United ponad 40 mionów, a Chelsea ponad 70 mionów. Przecież to jest ewenement na skalę światową, by przy takiej sytuacji oszukiwać kibiców, że możemy walczyć o najwyższe laury. Arsene Wenger to świetny trener, potrafiący jak nikt zająć się młodym piłkarzem. Tym bardziej szkoda, kiedy klub mający takiego niesamowitego managera tak niszczy swój potencjał w imię finansów? Byłoby to totalnie nieodpowiedzialne, bo jedynie łut szczęścia i spory kryzys wśród takich rywali jak Chelsea, Liverpool czy Tottenham sprawia, ze Arsenal wciąż może liczyć na europejskie pieniądze z Champions League. Jeżeli nie wykorzysta ich mądrze i w przyszłym oknie transferowym znów zabraknie inwestycji finansowych we wzmocnienia to jestem w stanie postawić sam spore pieniądze, że w kolejnym roku pozostanie już jedynie walka w ramach Ligi Europy i to już nie z Francuzem na ławce trenerskiej.

Zachwycajmy się więc grą Arsenalu, bo aktualnie prezentują oni najładniejsza piłkę w Anglii ale nie zapominajmy o tym, że to kolejny sezon bez tryumfu. Nie dajmy się zwieść słowom, że to spowodowane jest przypadkiem czy złym przygotowaniem fizycznym. Po prostu Arsenal bez transferów jest za słaby na mistrzostwo.

PW

środa, 21 marca 2012

Puchary - ach te puchary…


Niedługo zakończy się ćwierćfinałowa faza Pucharu Polski (popularnie zwanego „Pucharem Tysiąca Drużyn”). Do medalowej strefy awansowały już drużyny Wisły Kraków i Legii Warszawa pokonując odpowiednio Lech Poznań i Gryf Wejherowo. Walkę o awans zakończą dziś: Śląsk Wrocław, Arka Gdynia, Ruch Chorzów i Ruch Zdzieszowice. 



Tyle słowem wstępu. Do rzeczy – oglądając tydzień temu spotkanie Gryfa z Legią naszła mnie pewna refleksja. Parę lat temu (niestety, nie jestem w stanie dokładnie określić, kiedy) rozgorzała dyskusja nad sensem rozgrywania turnieju o Puchar Polski. Mówiło się o tym, że jest to Puchar mało prestiżowy, nie ma w nim drogocennych nagród a dla drużyn z krajowego topu, walka o miejsce w Pucharze UEFA (teraz Lidze Europejskiej) – które i tak prawdopodobnie wywalczą w rozgrywkach ligowych – jest średnią zachętą do walki na dwóch (a nieraz nawet trzech – europejskie puchary) frontach. Co więcej – dyskusja ta często jest poruszana w większości krajów zrzeszonych w Europejskiej Unii Piłkarskiej (może poza Anglią gdzie FA Cup ma ogromny prestiż – często porównywany do Ligi Mistrzów i zdobycia Premier League). Jednak, czy argumenty przedstawione przez przeciwników, aby na pewno są bardziej przemawiające do kibica niż te, które za rozgrywkami Pucharowymi?

Znowu odniosę się do meczu Gryf – Legia. To właśnie rozgrywki o Puchar Polski dały możliwość małemu klubowi znad wybrzeża wybicia się z szarzyzny III ligowych zmagań, którymi interesują się tylko lokalni kibice. Piłkarze Gryfa mogli zaprezentować się całej piłkarskiej Polsce, wszystkim managerom, trenerom, prezesom itd. itp. – czyli innymi słowy całej śmietance polskiego, futbolowego towarzystwa. Czy byłoby to możliwe bez rozgrywek o krajowy Puchar?
Dzięki dzielnej postawie w meczach o „Puchar Tysiąca Drużyn”, kibice prowincjonalnego (przepraszam kibiców, jeżeli to czytają – nie jest to obelga) Gryfa mogli na własnym stadionie oglądać gwiazdy Korony Kielce, Górnika Zabrze czy ostatnio warszawskiej Legii. Czy byłoby to możliwe bez rozgrywek o Puchar Polski?
Przykład Gryfa nie jest odosobnionym przypadkiem. Nie tak dawno emocjonowaliśmy się bojami II- ligowej teraz Bytovii Bytów z mistrzem Polski – Wisłą Kraków. Wiele jest drużyn, które swoje zaangażowanie i ogrom wykonanej pracy prezentują w rozgrywkach pucharowych.

Sądzę, że rozgrywki o krajowe Puchary są bardzo potrzebne i PZPN powinien zainwestować fundusze (te nasze marzenia….) w rozwój i promocję tych rozgrywek. Przypomnijmy, że to jedna z najstarszych imprez piłkarskich w Polsce! Właśnie rozgrywki o Puchar Polski dają szansę młodym piłkarzom, z małych klubów pokazać się piłkarskiemu światu, a piłkarzom z samego szczytu trochę ochłonąć i przestać patrzeć na cały świat z góry – bo czy przed sezonem piłkarze Legii spodziewali się, że mały Gryf sprawi im ogromne problemy i – mimo ich awansu – dzielnie będzie się stawiał, remisując na Łazienkowskiej 1:1? :)


MaL




poniedziałek, 19 marca 2012

Nie karzmy poszkodowanych


foto: interia.pl


Podczas jednego z wczorajszych meczów (nie ważne jakiego, bo takie sytuacje mają sytuację w każdym) doszło do dość kuriozalnej akcji. Jeden z zawodników atakujących walcząc o piłkę dość solidnie poturbował defensora drużyny przeciwnej. Było to na tyle poważne, ze zawodnik po starciu leżał na murawie przez dłuższa chwilę, co zmusiło sędziego do przerwania gry i wezwania służb medycznych. Po opatrzeniu zawodnika nakazem odgórnym jest by opuścił on plac gry. Jako, że był to obrońca drużyno było zmuszona grą przez chwilę trójką defensorów. I wtedy napastnik, który przed chwilą dość brutalnie potraktował rywala pomknął lewą flanką korzystając z nieobecności jednego zawodnika. Szczęście w nieszczęściu, że nie udało mu się wykorzystać tej akcji i strzelić gola, bo poszkodowani mogliby czuć się bardzo poszkodowani. Zawodnik atakuje rywala dość brutalnie i z tego korzysta, ponieważ rywal musi opuścić plac boiska? Czy nie brzmi to absurdalnie? Dlaczego cierpieć chwilowe osłabienie mają nie ci którzy powinni? Zwłaszcza, że taka nagła strata zawodnika, tym bardziej obrońcy wprowadza sporo zamieszania. Mimo, ze wiele drużyn ma opracowane schematy przedstawiające kto ma kogo zastąpić w razie chwilowej kontuzji, to jednak sam fakt, że musza oni grać w osłabieniu nie z własnej winy jest dość nielogiczny. 

Dlatego mój pomysł jest prosty. W momencie kiedy sędzia stwierdza, ze zawodnik musi zejść z boiska przez groźny  tak ze strony innego gracza, niech ten drugi też zejdzie z placu gry. Proste i chyba sprawiedliwe rozwiązanie, nie wymagające żadnego przystosowania systemu. Wiem, ze taki pomysł był już częściowo poruszany w ostatnim czasie i jednym z głównych argumentów przeciw był fakt, ze w momencie gdy taki zawodnik zejdzie z boiska mięśnie mogą mu ostygnąć i po powrocie będzie bardziej narażony na kontuzję. Dla mnie jest to zupełnie absurdalne z prostej przyczyny: kto kazałby mu stać w miejscu poza boczną linią boiska? Niech sobie truchta, skacze, rozciąga się i nie ma żadnego problemu. W czasie normalnej gry także kilka razy zdarza się, że zawodnik wręcz staje w miejscu przez minutę czy dwie w totalnym bezruchu. Zresztą co ma powiedzieć w tym samym momencie ten opatrywany przez medyków? On jest tym bardziej narażony na uraz, ponieważ nie dość, że dopiero co został mocno uderzony przez rywala to jeszcze pozostaje w bezruchu poza boczną linią boiska. 

Wielu ludzi powie. To jest tak nieważny i marginalny element futbolowego meczu, że nie warto się nim zajmować. Skupmy się teraz na błędach sędziowskich, bo one są wielka plagą. Trudno się z tym nie zgodzić ale jednak takie małe szczegóły także mogą zaważyć na wyniku spotkania, podobnie jak niezauważony spalony czy nieuznany prawidłowy gol. Kiedy będzie to mecz o pietruszkę to nikt na to nie zwróci wielkiej uwagi ale wyobraźmy sobie, że w meczu o awans do ćwierćfinału Polska przegrywa z Czechami 1:0 po golu Tomasa Rosickiego, niedopilnowanego przez Łukasza Piszczka. Niedopilnowanego, ponieważ zawodnik Borussi leżał w tym momencie poza linią boiska. Leżał tam, ponieważ minutę wcześniej w starciu z pomocnikiem Arsenalu został brutalnie potraktowany. Wtedy myślę, ze mój pomysł znalazłby wielu zwolenników. No ale oby nas to nie spotkało. Już odpukałem w niemalowane...


PW

niedziela, 18 marca 2012

Może pobawimy się we wróżkę?





Po długich miesiącach oczekiwania Champions League wkracza w swoją najbardziej emocjonującą fazę. Losowanie, które wyłoniło pary meczów ćwierćfinałowych może przynieść fanom pasjonujących meczy dosyć duże rozczarowanie.
Nie chcę powiedzieć, że mecz ``czarnego konia``, którym jest Apoel z niesamowicie utytułowanym i mocnym Realem nie będzie spektaklem godnym obejrzenia, ale jednak rozum kibica już podświadomie zadecydował kto przejdzie. Zakładam, że pierwszy mecz Real potraktuje jak spacerek, bo przecież to ``tylko`` jakaś drużyna z Cypru. Takie podejście może zgubić ``Królewskich``, ponieważ nie chce mi się wierzyć w to aby Apoel podszedł do obu meczy w sposób lekceważący. Jestem pewien, że już od pierwszych minut tej batalii rzucą się do gardeł podopiecznych Mourinho. Chciałbym jednak aby pierwsze spotkanie na Cyprze oraz drugie w Hiszpanii było pełne niespodzianek. Może konkurs rzutów karnych po zaciętym dwumeczu?

Pierwszy mecz: 2:3 dla Realu
Drugi mecz: 2:1 dla Realu


Kolejne spotkanie (jak prawie wszystkie w ćwierćfinałach) to spotkanie Dawida z Goliatem.  Słabiutko spisująca się w Ligue 1 drużyna Olimpique Marsylia ma raczej marne szanse na wyjście z twarzą ze starcia z czołgiem Bundesligii jakim jest Bayern Monachium. Wszyscy wiemy, że francuska drużyna wyeliminowała bardzo silny europejski zespół, którym jest Inter. Fani Serie A jednak doskonale wiedzą, że w tym sezonie drużyna z Mediolanu sobie zwyczajnie nie radzi, więc pokonanie jej w Champions League to nie jest żadne szaleństwo. Natomiast drużyna z Bawarii po zmasakrowaniu FC Basel  7:0 ma raczej jasno określony cel  i widać po niej, że morale oraz forma będzie po jej stronie w starciu z Olimpique Marsylia.

Pierwszy mecz: 1:3 dla Bayernu
Drugi mecz: 2:2


Starcie pomiędzy Benifcą Lizbona, a Chelsea zapowiada się jako drugi pod względem ciekawości ćwierćfinał. Portugalski klub zajmuje drugie miejsce w lidze tracąc  1 punkt do lidera, a Londyńczycy są dopiero na 5 miejscu w Premier League. Takie wyniki obu drużyn pozwalają stwierdzić, że Benfica może się wypalić, ponieważ walczy o mistrzostwo kraju jak i o dobry wyniki w Lidze Mistrzów. Natomiast Chelsea może całkowicie skupić się na walce o półfinał ChL, ponieważ mistrzostwa kraju raczej już nie zdobędą.

Pierwszy mecz: 1:1
Drugi mecz: 3:1 dla Chelsea


Ostatni i zapowiadający się na najbardziej emocjonujący mecz tych ćwierćfinałów to walka pomiędzy AC Milanem, a FC Barceloną. Ten mecz jest jedną wielką niewiadomą i wróżenie jego wyniku mija się z celem, ponieważ tutaj może zdarzyć się wszystko. Obie drużyny spotkały się już w rozgrywkach grupowych tej edycji Ligii Mistrzów. Jednak nie można powiedzieć, że ich rywalizacja była pasjonująca. Teraz to musi się zmienić, ponieważ walka będzie toczyć się o bardzo wysokie miejsce w Europie.

Pierwszy mecz: 2:2
Drugi mecz: 2:2

Wszystko rozstrzygnie się w dogrywce lub karnych ;)


Każde spotkanie tej fazy przyniesie nam emocje. Nie ukrywajmy jednak, że każdy z nas w każdym meczu ma już obranego faworyta, a tak naprawdę tylko jeden z nich jest niewiadomą. Obym się mylił :)

FilSob

sobota, 17 marca 2012

Krótko i na temat– po co są petardy?



W dzisiejszych derbach Warszawy padł wynik 0-0 a sam mecz nie był ciekawy (z pewnością brawa należą się Polonii, która grając w 10 wywalczyła remis na trudnym terenie największego rywala, choć Legia również swoje okazje miała). Nie mecz – jednak – przykuł moją uwagę najbardziej. 


Chyba wszyscy wiemy, czym są petardy, do czego służą i kiedy ich używamy. Osobiście pamiętam, że najczęściej używane są w Sylwestra  - cóż.. jeden z kibiców Legii uznał, że jest to narzędzie służące do zadawania krzywdy swojemu rywalowi, w czasie święta, jakim jest mecz piłkarski. Tomasz Brzyski - zawodnik Polonii Warszawa - w czasie wykonywania rzutu rożnego, w drugiej połowie został ogłuszony petardą. 


Szkoda, że niektórzy kibice (powtarzam NIEKTÓRZY – bo zdecydowana większość fanów w Polsce – wbrew tego, co piszą niektóre media są świetni i tworzą niesamowitą atmosferę) nie rozumieją, że działają na niekorzyść całej grupy i kompromitują wszystkich. Czy zachowanie „kibica” Legii było mądre? A czym zawinił mu Tomasz Brzyski? Czy Poloniści rzucali w Rafała Wolskiego albo Daniela Ljuboję petardami czy kartonami przygotowanymi do zaprezentowania efektownej oprawy?
Wiadomo – Legia Polonii lubić nie będzie i vice versa – świetnie to rozumiem. Jednak takie zachowania można uznać za zwykłą głupotę, a na pewno ta nienawiść klubowa nie jest powodem do rzucania petardą w zawodnika rywali. Zastanawia mnie również, jak ochrona nie znalazła i nie zabrała temu jegomościowi petardy (pytanie – po co petardy na stadionach? Race – rozumiem, upiększają widowisko – i to popieram, jednak petarda? Żeby było głośniej?).



Niestety, tak idiotyczne zachowania na stadionach się zdarzają i rzutują na całą – fantastyczną – subkulturę kibiców. W 1998 roku w czasie meczu Wisła – Parma nożem ugodzony został popularny Dino Baggio – efekt? Polskie kluby na pewien okres zostały wykluczone z europejskich pucharów. Szybko nasuwa się, więc pytanie - jakie represje powinna stosować Ekstraklasa S.A aby tacy idioci omijali stadiony szerokim łukiem?

MaL


środa, 14 marca 2012

Szaleństwa Grzesia!



Absurdy w Polskim Związki Piłki Nożnej nie znają granic.

Dziś pan Grzegorz Lato wydał specjalne oświadczenie do mediów dotyczące artykułu z Super Expressu, w którym jest on oskarżany o przyjęcie łapówki. Jak uważa prezes PZPN nie przyjął on od pana Grzegorza Kulikowskiego koperty. Chociaż sama ona do niego dotarła, tylko, że nie do samej rączki a jedynie na biurko. Grzesiu znany ze swojej wielkiej empatii postanowił się tą kopertą zaopiekować, chociaż nadal jej nie przyjmować. Żeby zawartość była bezpieczna schował ją do... sejfu PZPN. Czy to nie jest już szczyt chamstwa i grubiaństwa? Próbować wmówić kibicom taki absurd. 

Spróbujmy sobie to wyobrazić. Do prezesa polskiego związku przychodzi pan Kulikowski i proponuję łapówkę w postaci koperty z pieniędzmi. Lato rzecz jasna odmawia, jednak interesant nalega i zostawia kopertę. Każdy normalny człowiek, albo odesłałby te pieniądze albo kazał od razu zabrać. Powinien też pójść na policję by zgłosić próbę wręczenia korzyści majątkowej. Ale pan prezes nie biorąc oczywiście koperty do ręki przenosi (np. za pomocą telekinezy) do sejfu? W imię czego?

Przecież to powinien być gwóźdź do trumny dla pana Grzegorza Laty. Miejmy nadzieję, że nagrania, które pan Kulikowski przekazał prokuraturze sprawią, że prezes długo na stanowisku się nie utrzyma. Problem jednak co dalej, ponieważ ta sprawa potwierdza jak wielka jest patologia w naszej piłce nożnej. Jeżeli wszystko zakończy się zastąpieniem jednego "betona" drugim to nie ma to większego sensu. Może po EURO 2012 warto by Ministerstwo Sportu razem z prokuraturą spróbowały, na tyle na ile to możliwe rozbić ten gang, który działa w tym momencie jak państwo w państwie. Wiadomym jest, że UEFA będzie przeciwko temu pomysłowi ale albo to trzeba będzie zrobić szybko i tuż po np. zatrzymaniu przez policję Lato, jeżeli oskarżenia się potwierdzą, albo uznać, że zawieszenie klubów i reprezentacji na rok czy dwa to cena którą można zapłacić za uporządkowanie tej istnej stajni Augiasza. 

A o tym, że wiele można zdziałać na plus pokazuje Wrocław, który potrafił zaprosić Brazylię i USA lub Japonię na swój nowy stadion oraz zorganizować turniej z udziałem Borussii Dortmund  i Shakhtara . Tuż po tym jak PZPN miał wiele problemów ze znalezieniem reprezentacji solidnych sparingpartnerów.

PW


Uważasz wpis za interesujący? Zamieść go na facebooku i pokaż innym znajomym.

wtorek, 13 marca 2012

Typujemy razem Ligę Mistrzów cz.2


W zeszłym tygodniu poznaliśmy pierwszych ćwierćfinalistów tegorocznej Ligi Mistrzów. Niespodziankę sprawił APOEL pokonując w rzutach karnych Olympique Lyon. Bliski sensacji był Arsenal, któremu zabrakło tylko jednej bramki do odrobienia strat z Mediolanu. W spotkaniu na Camp Nou grała tylko Barcelona, a goście z Niemiec przyglądali się Messi’emu, który zaaplikował im aż pięć bramek. W Lizbonie zdarzyło się to czego wszyscy się spodziewali. Benfica bez większych problemów ograła Zenit St. Petersburg. Te spotkania przeszły już do historii, a my przygotujmy się na piłkarską ucztę, która odbędzie się dzisiejszego i jutrzejszego wieczoru. Kelnerami będą takie gwiazdy jak Mario Gomez, Juan Mata, Diego Forlan, oraz wielu innych. Podawać nam będą najwykwintniejsze dania footballu.



Moje zeszłotygodniowe typy sprawdziły się w 100% (dlaczego nie obstawiłem 2 zł u bukmachera?) dlatego także dziś pokuszę się o  wytypowanie zwycięzców dwumeczu 1/8 Champions League.  

Bayern Monachium vs FC Basel 

Pierwszy mecz tych zespołów był niewątpliwie jednym z najciekawszych w 1/8 Ligi Mistrzów. Skazywani na porażkę gracze FC Bazel udowodnili swoją wartość, sprawiając miła niespodziankę fanom zgromadzonym na stadionie św. Jakuba w Bazylei. Bohaterem tamtego meczu został strzelec jedynej bramki Valentin Stocker. 

Pomimo porażki w pierwszym meczu to Bayern jest faworytem tego dwumeczu. Na Alianz Arena Bawarczycy mogą liczyć na doping niespełna 70 tyś kibiców, który z pewnością pomoże gospodarzom. Ostatni mecz ligowy wygrany przez graczy Bayernu 7:1 świadczy o zwyżce ich formy. 

Piłkarze z Bazylei na pewno nie przestrasza się  Alianz Areny oraz zespołu Juppa Heynckesa. Przecież to właśnie drużyna z Szwajcarii wyeliminowała z Ligi Mistrzów wielki Manchester United i to samo może uczynić z wicemistrzami Niemiec.  

Atrakcyjność :9/10                                         Mój typ:FC Basel

Inter Mediolan vs Olipmique Marsylia

Dwa tygodnie temu oglądając to spotkanie zastanawiałem się czy przypadkiem włączyłem jakiś mecz z Polskie Ekstraklasy.  Złudzeń pozbawiły mnie realizator, który przybliżał twarze „zmęczonych” piłkarzy. Ja osobiście zawiodłem się tym co pokazały obie drużyny, jednak moje zdumienie nie było uzasadnione. 

Ten sezon dla Interu jest jednym z najsłabszych na przestrzeni ostatnich kilku lat. Obecnie gracze z Mediolanu zajmują dopiero siódmą lokatę i będzie im bardzo ciężko wywalczyć pozycje która zagwarantuje im grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. 

Nie tylko Inter ma fatalny sezon. Drużyna z Marsylii w rodzimej lidze plasuje się dopiero na ósmej pozycji. Z kryzysu Marsylczyków ma wyciągnąć awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów ale czy tak się stanie dowiemy się już za kilka godzin. 

Obie ekipy mają potencjał na stworzenie wielkiego widowiska. Mam nadzieje, że będzie to zupełnie inny mecz niż dwa tygodnie temu i będziemy mogli obejrzeć ciekawe spotkanie. 

Atrakcyjność: 7/10                                         Mój typ: Inter Mediolan

Chelsea vs Napoli 

Drużyny z Anglii spisują się bardzo słabo w tegorocznej Chamipons League. W fazie grupowej odpadły Manchester United oraz Manchester City. Kanonierzy zostali wyeliminowani przez A.C. Milan. Jedyną nadzieją Anglików jest Londyńska Chelsea. The Blues muszą zagrać zdecydowanie lepiej aby odrobić dwubramkową stratę. Jednak czy jest to możliwe przy tak dysponowanym Napoli?  
Włosi w lidze zajmują czwartą pozycję, lecz w Lidze Mistrzów grają fenomenalnie. W fazie grupowej byli lepsi od Villareal oraz Manchesteru City. Wygrana 3:1 znacznie przybliżyła ich do awansu, lecz jeszcze nie zapewnia im awansu. 

Na Stamford Bridge zapowiada się niezwykły spektakl. Lavezzi, Cavani i Hamsik obecnie są w bardzo dobrej formie i to właśnie oni mogą przypieczętować awans Napoli. Jednak w Londynie gra się niezwykle ciężko, a Chelsea na własnym stadionie gra o wiele lepiej niż na wyjazdach. 

Po obu drużynach możemy spodziewać się wszystkiego, jednak jednego jesteśmy pewni, będzie to  wspaniałe widowisko. 

Atrakcyjność: 10/10                                      Mój typ: Napoli

Real vs CSKA 
Za postawioną złotówkę na wygraną CSKA możemy zarobić aż 12 zł, lecz czy jest to możliwe? Nie takie cuda w footballu widziałem i z pewnością CSKA może wygrać z „Królewskimi”. Warunki są dwa: Piłkarze z Moskwy się mogą się przestraszyć drużyny Jose Mourinho i zagrać tak jak Betis Sewilla w ostatnim spotkaniu ligowym przeciwko Realowi. 

Ekipa z stolicy z Hiszpanii powinna wywieźć zdecydowanie lepszy rezultat z Moskwy . Blancos w pierwszym spotkaniu przeważali prawie przez całe spotkanie ale jak mówi słynna reklama „prawie robi wielką różnicę” Gospodarze widząc nieskuteczność gości zaatakowali w końcówce i to się opłaciło. W 92 min Wernbloom przedłużył marzenia CSKA  na awans do ćwierćfinału. 

W poprzednim sezonie Mou zdjął klątwę Lyonu, jednak teraz to gracze z Moskwy mogą nałożyć nowy czar, czar  CSKA Moskwa.  

Atrakcyjność: 6/10                                         Mój typ:  CSKA

 Mecze rewanżowe 1/8 Ligi Mistrzów w tym tygodniu mogą być pełne niespodzianek. Wyobraźmy sobie odpadnięcie Bayernu, Interu, Realu. Koniec świata? Nie to tylko Champion League, to tylko piłka, a w niej może zdarzyć się wszystko i za to ją kochamy.

MF

poniedziałek, 12 marca 2012

Szybko i na temat - sędziowie sędziami, ale gra toczy się dalej...



Ostatni mecz Realu Madryt z Betisem Sevilla wzbudził ogromne kontrowersje. Nie wchodząc w wojnę między kibicami Realu a Barcelony (wojnę, która osiągnęła aktualnie najwyższy stan wzburzenia), trzeba jasno stwierdzić, że człowiek sędziujący spotkanie Realu z Betisem nie był do tego meczu odpowiednio przygotowany – popełniając błędy w jedną i drugą stronę (ręka przy bramce Betisu, spalone przy bramkach, ręka Alonso czy – ta najbardziej kontrowersyjna – ręka Ramosa). Oczywiście – błędy się zdarzają, ale niestety w ostatnich meczach na najwyższym poziomie (w rozgrywkach Premier League, Primera Division, Serie A i Ligue 1 i Bundesliga) mają miejsce zbyt często. Trzeba zadać pytanie – z czego to wynika? Owszem, dla kibiców Realu jasne jest, że sędziowie sprzyjają Barcelonie i odwrotnie (kibice Barcelony uważają, że sędziowie są „biali”), kibice City uważają, że Manchester United zdobywa każde trofeum dzięki krytyce Sir Alexa Fergusona a fani „Czerwonych Diabłów” sądzą, że szejkowie przekupili grono sędziów – to oczywiście normalne. Jednak prawdziwym powodem ostatnich (częstych) pomyłek sędziowskich jest… sposób gry! W dzisiejszych czasach piłka jest grą bardzo szybkich kombinacji, dokładnych – co do milimetra podań – oraz bardzo mocnych i dokładnych uderzeń. Do tego dochodzi – kosmiczny wręcz – sprzęt, i niesamowicie aerodynamiczne piłki. Bardzo łatwo jest nie uchwycić w dzisiejszych czasach spalonego, zagrania ręką czy piłki, która wpadła (bądź nie) do bramki. Co więcej? FIFA narzuca sędziom, że gdy nie są pewni swojej decyzji, mają nie używać gwizdka. I na nic zda się wprowadzenie 4, 5 bądź 6ego sędziego. Oko ludzkie nie wszystko uchwyci. 

Milan - Juventus i ogromna pomyłka sędziego.



Pretensji nie możemy kierować do sędziów – powinniśmy je kierować do FIFA i organizacji zajmujących się ustalaniem zasad w czasie meczów. Czy tak trudno byłoby wprowadzić sędziom możliwość korzystania z powtórek (jak to jest w przypadku meczów żużlowych), dokładnego pokazania gdzie wylądowała piłka (system z tenisa), lub chipów i innych czujników które pozwoliłyby na określenie – gol był czy go nie było? Przy milionach wydawanych aktualnie na piłkarzy, taka technologia nie byłaby do wprowadzenia ciężka. Jednak czemu Sepp Blatter jest tak oporny na technologie? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy sam.

MaL

piątek, 9 marca 2012

Con cantera y aficion




Hiszpan, Brazylijczyk, Irlandczyk, Francuz, Koreańczyk, Walijczyk, Meksykanin i czterech Anglików - taka była wyjściowa jedenastka Manchesteru United we wczorajszym meczu Ligi Europy. Pozbawiona zupełnie wychowanków jest najlepszym ukazaniem drogi którą kroczy większość zespołów Europy. Wczoraj na Old Trafford zespół prowadzony przez Alexa Fergusona musiał uznać jednak wyższość drużyny Athletic Bilbao prowadzonej przez Marcelo Bielsę. 


Hiszpański klub to ewenement na skalę nie tylko europejską ale i światową. Prowadzi, w mojej opinii, najciekawszą politykę transferową na Starym Kontynencie i to ze świetnym skutkiem. W myśl motto:  Con cantera y aficion, na hace falta importacion czyli w tłumaczeniu: z wychowankami i lokalnym wsparciem nie potrzeba obcokrajowców Athletic Bilbao wprowadził zasadę Cantery oznaczającą, że od momentu powstania  zespołu zatrudnia w klubie jedynie piłkarzy z paszportem baskijskim pochodzących z jednej z siedmiu prowincji:  Biscay, Guipuzcoa, Alava, Navarra, Labourd, Soile i region Navarry we Francji. Sukcesy jakie odnosił ten zespół przy tak restrykcyjnej zasadzie są imponujące: 
 - 8x mistrzostwo Hiszpanii
 - 7x wicemistrz Hiszpanii
 - 24x zdobywca Pucharu Hiszpanii
 - 12x finalista Pucharu Hiszpanii
 - 1x Superpuchar Hiszpanii
 - 1x finalista Pucharu UEFA.


To czwarty najbardziej zasłużony klub w Hiszpanii ustępujący miejsca tylko największym tuzom iberyjskiej piłki czyli dwóm zespołom z Madrytu i jednemu z Barcelony. Podobnie jak Duma Katalonii i Real tak samo Athletic gra w Primera Division nieprzerwanie od 1928r. kiedy ta liga powstała. Ten sezon może być natomiast jednym z najlepszych w najnowszej historii. W La Liga zespół jest na czwartym miejscu premiujących do gry w Lidze Mistrzów, w Lidze Europy jest bliski wyeliminowania wielkiego Manchesteru United, a w Copa del Rey już jest w finale z FC Barceloną.


By uzmysłowić jak ciężkie zadanie stoi każdego sezonu przed włodarzami klubu można przytoczyć liczbę mieszkańców Kraju Basków pośród których należy znaleźć piłkarzy mogących grać dla klubu. Ledwo ponad 2 miliony ludzi zamieszkujących te tereny to 4,9% populacji samej Hiszpanii czyli ilość porównywalna do ludności mieszkającej w województwie kujawsko - pomorskim. Samych piłkarzy jest rzecz jasna dużo mniej lecz bardzo ciężko znaleźć dokładną liczbę. Faktem jednak jest, że znalezienie odpowiednich piłkarzy musi w głębokiej mierze opierać się na świetnym szkoleniu młodzieży i tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie, ponieważ dla tego regionu Athletic to dużo więcej niż jedynie sama drużyna piłkarska. Obrazuje to idealnie fakt  niezwykłego przywiązania piłkarzy do klubu. Każdy kto interesuje się hiszpańską piłką nożną pamięta Julena Guerrero, piłkarza o bajecznej technice, uczestnika dwóch Mistrzostw Świata (1994, 1998) i Mistrzostw Europy (1996) który wolał jednak przez całą karierę pozostać w ukochanym klubie z Kraju Basków pomimo wielu propozycji ze strony Realu Madryt czy FC Barcelony. Oczywiście tacy piłkarze są do dziś jak np. Totti w Romie, Giggs w Manchesterze, Xavi w Barcelonie czy do nie dawna jeszcze Maldini w Milanie jednak oni grali w klubach będących w ścisłej europejskiej czołówce, a to niewątpliwie pomaga w decyzji o pozostaniu w zespole. Obecni grajkowie jak Llorente czy Amorebieta też od kilku lat są kuszeni przez większe kluby europejskie, a mimo to wolą pozostać wierne Bilbao i nie zanois się na ich transfer. To samo mówią dwa wielkie diamenty jakie Bielsa ma w swoim składzie. Javi Martinez i Iker Muniain to dwa nazwiska zajmujące ważne pozycje w notatnikach wielu scoutów ze Starego Kontynentu lecz szanse na ich pozyskanie nie są wcale małe. Martinez w ostatnim wywiadzie powtarzał, że chętnie pozostanie w Athleticu na zawsze bo gra w tym klubie jest dla niego spełnieniem marzeń. Jeżeli odejdzie do jakiegokolwiek innego klubu to jedynie do FC Barcelony. Bilbao nie musi też pozbywać się ich na siłę. Klub jest stabilny finansowo co jest rzadkością w Hiszpanii. Stać go na płacenie wysokich pensji swoim zawodnikom co pozwala im się skupić jedynie na kwestiach sportowych. 


Oczywiście tradycja Athleticu podszyta jest w pewnym stopniu nacjonalizmem. Cały Kraj Basków to zresztą miejsce o silnych tendencjach autonomicznych przechodzących wręcz w chęć utworzenia własnego niepodległego państwa. Odbija się to także na piłce nożnej. W ostatnich baskijskich derbach pomiędzy Athleticem, a Realem Sociedad na 22 zawodników którzy wybiegli na boisko, aż siedemnastu z nich było wychowankami któregoś z klubów. Kraj Basków posiada też swoją własną reprezentację, niezrzeszoną oczywiście w ramach FIFA czy UEFA ale budzącą wielkie zainteresowanie w regionie. Oczywiście baskijscy piłkarze występują w kadrze narodowej Hiszpanii lecz równie chętnie grają w swojej własnej kadrze. Historia tego zespołu to jednak materiał już na kolejny wpis


Próbowałem sobie przypomnieć, a później odnaleźć w internecie lecz bezskutecznie. Znacie jakikolwiek inny klub o podobnie ciekawej polityce transferowej?


PW



czwartek, 8 marca 2012

Bramki, ktore zapewniają wieczną pamięć....

globalgolaso.com




„Messi do Guiness’a, „To nie piłkarz  to kosmita”, „Mamma Mia Messi!” takie tytuły królowały dzisiaj w hiszpańskiej prasie. Zupełnie mnie to nie dziwi,  gdyż Argentyńczyk dokonał wczoraj czegoś wielkiego. Jako pierwszy zawodnik w historii Champions League strzelił pięć bramek w jednym spotkaniu. Niezwykły Wyczyn „atomowej pchły” już przeszedł do historii footballu, a on sam  zapisał się w niej złotymi zgłoskami.
Messi jako pierwszy sam zdobył popularną „manite” jednak bliscy osiągnięcia takiego rezultatu byli również inni  wielcy piłkarze współczesnej piłki nożnej.  

Marco van Basten

Kiedy strzelił cztery bramki IFK Goteborg ja miałem niespełna pół roku, więc nie mam prawa pamiętać jak grał słynny Holender. Jego akcje mogę oglądać tylko w archiwalnych materiałach, jednak jedno jest pewne Marco van Basten był piłkarzem wielkim. Przecież nie byle to zostaje  trzykrotnie nagrodzony złotą piłką i prowadzi  swoją reprezentację do Mistrzostwa Europy w 1988r.

W 1992 roku van Basten rozegrał jeden z najlepszych spotkań w swojej karierze strzelając 4 bramki Szwedzkiemu IFK Goteborg. Był to niezwykły wyczyn, gdyż to on jako pierwszy mógł cztery razy świętować zdobycie bramki podczas jednego meczu w Pucharze Mistrzów. 


Szkoda, że był to przedostatni mecz Marco w Lidze Mistrzów. Podczas ligowego spotkania z Anconą Calcio holender doznał kontuzji kostki. Po kilku miesiącach przerwy wrócił do gry i w trykocie A.C Milan zagrał w finale Ligi Mistrzów z Olimpique Marsylia. Uraz którego doznał podczas spotkania ligowego nie pozwolił mu kontynuować piłkarskiej kariery. W 1995 Marco van Basten powiesił buty na kołku, żegnając się z piłką jako zawodnik.

Simone Inzaghi 

Nazwisko Inzaghi przeciętnym kibicom piłki nożnej kojarzy się tylko z słynnym zawodnikiem Milanu Filippo. Mało kto wie, że Filippo miał młodszego brata. Simone nie osiągną tak wiele co jego brat, lecz zdążył zapisać się na kartach historii. Swoje najlepsze spotkanie rozegrał w  14 marca 2000 roku przeciwko Olimpique Marsylia. W  barwach Lazio Rzym strzelił Marsylczykom cztery bramki, a mogło być jeszcze lepiej. Urodzony w Piacenzie nie strzelił karnego oraz  zmarnował dwie bardzo dobre sytuacje do strzelenia bramki. 


W 2005 Simone został wypożyczony do Sampdori Genua, następnie w 2007  wypożyczony został do Atalanty Bergamo by pod koniec kariery wrócić do Lazio i tam w 2010r ją zakończyć.


Dado Prso

W roku 2003 podstawowym napastnikiem AS Monaco był były gracz Realu  Madryt Fernando Morientes. Los spowodował, że Fernando z powodu kontuzji nie mógł zagrać przeciwko Deportivo La Coruna. Wówczas trener klubu z Monako postanowił dać szansę Chorwackiemu napastnikowi Dado Prso. Zbieg okoliczności sprawił, iż w dniu meczu z Hiszpanami Dado obchodził swoje 29 urodziny. W meczu z Deportivo zrobił sobie najwspanialszy prezent urodzinowy . W ciągu 23 minut strzelił cztery bramki, tym samym ustanawiając rekord strzelenia czterech goli w najkrótszym czasie. Warto dodać, że w ówczesnym sezonie AS Monaco dotarło do finału Ligi Mistrzów gdzie przegrało z FC Porto Jose Mourinho.


Po tym sezonie Prso nie przedłużył kontaktu z AS Monaco i za darmo przeszedł do Glasgow Rengers. Na wyspach w pierwszym sezonie strzelił 18 bramek i został jednym z najlepszych strzelców ligi. Dado w sezonie 2006/2007 miał problem z kolanami i w 2007r zdecydowal się na zakończenie kariery.

Ruud van Nistelrooy 

„Maszyna do strzelania bramek” tak mówiono na holendra w latach jego świetności i to całkiem zasłużenie. Swoje najlepsze chwile w karierze spędził w Manchesterze United. W trzech pierwszych sezonach gry strzelił aż 70 bramek dla Czerwonych Diabłów.

W Lidze Mistrzów jest na drugim miejscu w klasyfikacji strzelców wszech czasów. Z dorobkiem 56 goli plasuje się tuż za Raulem Gonzalezem, który w tych elitarnych rozgrywkach strzelił 71 bramek. W sezonie 2003/2004 o skuteczności van Nistelrooya przekonała się Sparta Praga przegrywając na Old Trafford 4:1.  Wszystkie bramki dla Manchesteru United strzelił nie kto inny jak sam Ruud. 

W 2006 roku holender przeszedł do Real Madryt. W 2010 roku został sprzedany do Hamburgera SV. Obecnie jest zawodnikiem Malagi.

Andrij Szewczenko

Stambuł po finale Champion League z 2005 nie kojarzy się najlepiej Andrijowi Szewczence. To właśnie on w pamiętnym finale nie wykorzystał najlepszej sytuacji w dogrywce oraz to on nie strzelił decydującego rzutu karnego.

Los sprawił, że cześć miesięcy później Szewczenko po raz kolejny, wraz z A.C Milanem, zawitał do Stambułu. Tym razem przeciwnikiem Rossoneri nie był Liverpool, lecz dużo słabsze Fenerbahce. To spotkanie Szewczenko może zaliczyć do najlepszych w swojej karierze. Milan wygrał 4:0 a wszystkie bramki zdobył Szewczenko. 



W 2006 odszedł z Milanu do Chelsea za 30 mln funtów. Strzelił bramkę w meczu 1/8 Finału Ligi Mistrzów z FC Porto.W 2008 roku, po bardzo słabym sezonie w zespole The Blues, wrócił do klubu, w którym odnosił największe sukcesy – Milanu. We włoskiej drużynie Szewczenko wystąpił w 18. ligowych meczach w których nie strzelił żadnego gola. Latem 2009 roku powrócił do Chelsea. 29 sierpnia 2009 po 10 latach znów został graczem Dynamo Kijów, podpisując dwuletni kontrakt i gra tam do dzisiaj. 

Wszyscy wyżej wymienieni pilarze swoimi występami zapisali się na kartach historii Ligi Mistrzów. Z ekskluzywnego klubu piłkarzy, którzy strzelili cztery bramki w jednym meczu LM wyłamał się wczorajszego wieczoru Leo Messi. Czy ktokolwiek jest w stanie powtórzyć wyczyn Argentyńczyka? Nigdy nie mów nigdy, gdyż w każdej chwili może objawić się nowy talent i za kilka lat  wyrównać lub poprawić osiągnięcie napastnika Blaugrany.


MF


środa, 7 marca 2012

Gdy wielka piłkarska drużyna w niebie znów się powiększa…



Włodzimierz Smolarek - 1957 - 2012 

Tematyka tego wpisu miała być zupełnie inna - wczoraj rewelacyjny Arsenal Londyn był bliski dokonania największej sensacji w historii Ligi Mistrzów wygrywając 3-0 z Milanem i – prawie – odrabiając straty z pierwszego spotkania. Dziś ten wyczyn schodzi na dalszy plan. Rano doszła do nas niesamowicie smutna informacja – wybitny piłkarz Włodzimierz Smolarek – nie żyje.

Smolarek „Ojciec” jak często ostatnio nazywali go kibice (w piłkę na wysokim poziomie gra oczywiście również jego syn – Euzebiusz Smolarek) osiągnął w piłce bardzo dużo. Tworzył napad na fantastycznych dla nas mistrzostwach świata w 1982 roku (reprezentacja Polski zdobyła 3 miejsce). Z wielkim wtedy Widzewem Łódź zdobywał dwukrotnie mistrzostwo Polski i raz Puchar Polski, a z Eintrachtem Frankfurt zdobył Puchar Niemiec. W pamięci kibiców została bramka z Portugalią z Mistrzostw Świata w 1986 roku (ostatnia Polska bramka na Mundialu do 2002 roku)

 Polska reprezentacja na MŚ w 1986 roku (w tym bramka W. Smolarka)


My – młodsi kibice – nie pamiętamy go z boiska, możemy go tylko podziwiać na archiwalnych nagraniach. Starsi kibice do dziś wspominają jego ogromną zadziorność, ambicję, chęć do pracy. Oprócz swojej kariery piłkarskiej, był bardzo cenionym szkoleniowcem młodzieży – a takich ludzi bardzo dziś polskiej piłce brakuje.

Nie wiadomo, dlaczego tak młody człowiek jak Włodzimierz Smolarek zmarł dzisiejszego rana. Wiadome jest jedno – dziś odeszła na zawsze jedna z legend polskiej piłki....

MaL


wtorek, 6 marca 2012

Awans Arsenalu możliwy?

fot:TylkoPiłka.pl


4:0 to porażka druzgocąca niosąca ze sobą miano poniżenia dla piłkarzy przegranych. Czy taka strata jest możliwa do odrobienia?  Czy może AC Milan nie musi się już niczym martwić przed rewanżem?

Szansą dla Kanonierów na odrobienie strat jest fakt, że to jest tylko piłka nożna. W poprzednim sezonie każdy kibic Arsenalu pamięta pewnie mecz z Newcastle, który może śnić się po nocach. Drużyna Wengera zachowała się wtedy jak Mr Jekyll and Mr Hyde w pierwszej połowie rozbijając Sroki 4:0, by w drugiej odsłonie pozwolić rywalom odrobić wszystkie straty.



Kibice Milanu także pamiętają mecz z angielską drużyną, który wydawał się już wygrany. Liverpool w finale Ligi Mistrzów, najważniejszym meczu w sezonie, leżał już na łopatkach po trzech bramkach piłkarzy włoskiego klubu, a mimo to podniósł się i zwyciężył.





Dla wielu piłkarzy była to powtórka z rozrywki kiedy w sezonie 2003/2004 zespół odpadł z Deportivo La Coruna. Wtedy w pierwszym meczu u siebie Milan wygrał 4:1 lecz w rewanżu kolejno Pandiani, Valeron, Luque i Fran pozbawili czerwono - czarnych awansu.



Takich spotkań jak te wymienione były dziesiątki i zapewne każdy z nas mógłby do tej listy dorzucić szybko dwa czy trzy spotkania. Przytaczam je po to by wykazać, że wystarczy czasem chwila rozprężenia w szeregach piłkarzy, szybki jeden czy dwa gole w początkowej fazie meczu, czerwona kartka za głupi faul, czy rzut karny podyktowany podyktowany przez sędziego po błędnej decyzji by nagle sprawa awansu stała się znów otwarta. Jasnym jest, że na 90% to Milan awansuje, ponieważ w tym momencie wydaje się być lepszy i na tyle zmotywowany by nie stracić czterobramkowej przewagi. Arsene Wenger powinien powiedzieć jednak swoim piłkarzom, że to jest właśnie doskonały moment by przejść do historii, bo w tym momencie w awans wierzy jedynie garstka osób. Ważne jednak by wierzyło te jedenaście, które będzie biegało po boisku z koszulką londyńskiego klubu. Bo odrobić cztery bramki straty z pierwszego meczu to coś niewyobrażalnego. Ale nie niemożliwego...

PW


poniedziałek, 5 marca 2012

Prezydent zabiera mecz


Miał być mecz Lecha z Górnikiem kończący 20 kolejkę ale został przełożony. Został przełożony bo znów z racjonalnym myśleniem wygrała polityka. 

Rozumiem, ze tragedia kolejowa to smutne wydarzenie, które porusza każdego człowieka. Ginie 15 osób zupełnie niepotrzebnie przez jeden bezsensowny ludzki błąd. Niestety jednak tego samego dnia na drogach umiera w wypadkach podobna ilość ludzi i nikt nie wprowadza żadnych żałób narodowych. Bo przeżywanie danej tragedii to powinna być sprawa czysto osobista, a nie narzucana odgórnie przez polityka. Rozumiem, że wynika to z prostej politycznej matematyki, ponieważ gdyby Bronisław Komorowski nie ogłosił tego, to zostałby zlinczowany przez opinię publiczną. Może jednak warto czasem chociaż spróbować to wyjaśnić w cywylizowany sposób, ubrać to w dobre słowa i pokazać społeczności, że takie odgórne przepisy są bez sensu. Odpowiedzcie sobie szczerze: Czy przeżywaliście dziś przez cały dzień tą tragedię? Czy nie był to taki sam dzień jak każdy inny? A raczej mało kto uważa się za skrajnie nieczułego człowieka pozbawionego emocji. 

Wracając jednak do tego przełożonego spotkania. W moim odczuciu spokojnie wystarczyłaby minuta ciszy przed rozpoczęciem spotkania, jak to często ma miejsce w przypadku takich wydarzeń. Drużyny zagrałyby też zapewne z czarnymi opaskami na rękawach by oddać symbolicznie zainteresowanie tragedią. Oczywiście gdyby to Ekstraklasa sama odwołała ten mecz albo kluby uznały, że nie powinien się on odbyć i złożyłyby taki wniosek to nie miałbym nic przeciwko ale takie pchanie się polityków w każdy aspekt naszego życia uważam za przesadny. Zwłaszcza, że w moim odczuciu strasznie spłyca to tą tragedię i sprawia, że staje się ona upolityczniona. 

Pozwólmy ludziom samym decydować o swojej własnej wrażliwości. Zwłaszcza, że idę w zakład, że stadion Lecha nie świeciłby pustkami z powodu tragedii, bo dla wielu kibiców Kolejorza większą tragedią, bo dotykającą ich osobiście, jest niska pozycja w tabeli klubu.

PW

niedziela, 4 marca 2012

Na (mniej niż) 100 dni do Euro...


Mniej niż 100 dni zostało do największej w historii imprezy organizowanej przez Polaków. Po meczu Polska – Portugalia, przyszedł czas na to, aby podsumować 5 lat przygotowań, jakie ogarnęły nasz kraj po ogłoszeniu przez Michela Platiniego decyzji o przyznaniu nam prawa do organizacji trzeciej (po Igrzyskach Olimpijskich i Mistrzostwach Świata w piłce nożnej) imprezy na świecie. Co nam się udało? Czego nie zrobiliśmy?

Logo Euro 2012


20 kwietnia 2007 roku - Prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) wyciąga powoli z dużej koperty, białą kartę. Początkowy szok i niedowierzanie przeradzają się w histeryczną radość – na kartce ukazuje się napis „Poland & Ukraine”. Wszyscy razem wygłaszaliśmy hasła -  „Będziemy mieć ogromne stadiony, piękne autostrady, będziemy bogaci…”
Dziś mamy już 2012 rok – rok wielkiej piłkarskiej imprezy. Nasze oczekiwania możemy łatwo zweryfikować, sprawdzić dokonania władz piłkarskich i rządu, zobaczyć jaki jest poziom gry naszej reprezentacji.

Właśnie od poziomu naszej kadry warto rozpocząć. Czym będą piękne stadiony wypełnione tłumem biało – czerwonych kibiców, bez piłkarzy osiągających sukcesy na ojczystej ziemi? Z tym bywa różnie – z jednej strony nasi piłkarze potrafią w świetnym stylu zremisować z Portugalią czy Włochami a z drugiej zdarzają jej się wpadki. Jesteśmy nieobliczalni (podobnie jak wszystkie drużyny w naszej grupie). Sądzę jednak, że ogromna krytyka kadry Franciszka Smudy jest już taką krytyką „z przyzwyczajenia”. Przeciętny kibic patrzy tylko na ranking FIFA (bardzo słabo miarodajny), nie obserwując poprawy gry naszych piłkarzy. Owszem – widać wyraźne błędy w grze, a sam trener Smuda to osoba kontrowersyjna (w obronie Smudy nie pomagają z pewnością jego wypowiedzi w mediach np. ta o szaleńcach korzystających z porady psychologa), ale chyba każdy obiektywny kibic dostrzega poprawę gry w stosunku do tego co pokazywała reprezentacja Polski na początku pracy Smudy zaraz po zwolnieniu Leo Beenhakkera (przypominam – Polska przegrała z Hiszpanią 0-6!), a wygwizdanie Franza na meczu z Portugalią było szczytem chamstwa. Ja osobiście dalej wierzę w kadrę Smudy i mam przeczucie, że ten turniej będzie dla nas sportowym sukcesem.

Właśnie – czy tylko sportowym? Patrząc na ostatnie zamieszanie z Stadionem Narodowym, chyba niestety tak. Temat kibiców ominę – wiadomo, że na każdym turnieju Polacy pokazywali, że zawsze świetnie dopingują swoich ulubieńców. Tu możemy liczyć na pochwały. Ciężko na pochwały będzie natomiast liczyć organizatorom.
We wrześniu miałem przyjemność (?) być na meczu Polska – Niemcy w Gdańsku. Gdybym miał być przedstawicielem UEFA i wydać organizatorom ocenę w skali 0-10 byłoby to .. –1. Dlaczego? Czy normalne jest, że na meczu międzypaństwowym, którego gospodarzem jest duży europejski kraj, należący do Unii Europejskiej, bilety kibiców są dublowane i trzeba kibicom szukać nowych miejsc? Czy normalne jest, że flagi narodowe są cięte bo organizator zastrzegł sobie, że nie mogą mieć więcej niż 1,5 metra? Czy normalne jest, że kibic kupujący bilet nie ma swojego miejsca (!) na stadionie? No cóż, odpowiedź brzmi jednoznacznie – nie! My – Polacy – do takich „ciekawych” rozwiązań jesteśmy przyzwyczajeni, ale Hiszpanie, Anglicy czy Niemcy – raczej nie.

Podobne rzeczy działy się na ostatnim meczu Polska – Portugalia, na stadionie który ledwo został oddany do użytku, i został jak trafnie określiły to media „Zamknięty z powodu otwarcia”. Tu nasuwa się pytanie – czy policja jest w stanie zabezpieczyć hipotetyczny mecz Polaków z Anglikami na którym będzie 55 tysięcy widzów, jeżeli nie jest w stanie zabezpieczyć meczu Superpucharu Polski na którym miało być 30 tysięcy? Odwoływanie się do „kibolstwa” i „chuligaństwa” jest trochę wymówką bo jakoś nie wydaję mi się, żeby na mecz przyjechało 30 tysięcy tych „kiboli” jak to „trafnie” określił rzecznik policji – Mariusz Sokołowski.

Owszem – widać zmiany na lepsze – dworce są czystsze, mamy lepsze drogi (mimo, że plan na Euro nie został spełniony nawet w 50%) i ładne stadiony jednak wszystko to wykonano za ogromne (nawet w skali europejskiej) pieniądze. Tylko nie można się temu dziwić jak prezes NCSu dostaje prawie milion złotych premii za (co widać wyraźnie) – źle wykonaną pracę. Rząd swoją pracę niestety wykonał niedobrze.

Zostawiając sprawy rządowe i PZPNowskie – samorządy i inne organizacje spisały się na medal. Widać zaangażowanie w EURO, rozwój miast, zapowiadane strefy kibicowskie, dobra opieka nad wolontariuszami – za to wielkie brawo!

Jakie będzie to Euro? Mimo wszystkich błędów w przygotowaniach, wadliwej infrastruktury, złego systemu biletowego itd. itp. będzie piękne. Bo – co ważne – nie jest to EURO dla Laty czy Tuska, tylko dla nas – kibiców – a z pewnością kibice, tego wielkiego święta nie zmarnują! 

MaL

sobota, 3 marca 2012

Typujmy razem Ligę Mistrzów!


Liga Mistrzów cz.1

Po przerwie na mecze reprezentacji wraca Liga Mistrzów. Od wtorku rozpoczną się rewanżowe spotkania 1/8 finału Champions League. Kto jest pewny awansu do ćwierćfinału, a kto będzie musiał stoczyć zacięty bój o następna fazę rozgrywek? Zapraszam do lektury. 
 

Benfica Lizbona vs Zenit St. Petersburg

Było to jedno z najciekawszych spotkań w tej fazie Ligi Mistrzów. Pomimo, że  mecz w Petersburgu rozgrywany był  w minusowej temperaturze to i tak rozgrzał kibiców do czerwoności. Wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, lecz w decydującym momencie spotkania to gospodarze przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę, wygrywając 3:2. Niewątpliwie ozdoba spotkania była bramka niczym ze street-ballu zdobyta pięta przez  Siemaka.

W Lizbonie może zdarzyć się wszystko, jednak faworytem jest Benfica. Za gospodarzami przemawia swój stadion, naturalna murawa, dodatnia temperatura a także dwie bramki strzelone na wyjeździe. Jednak Rosjan nie należy lekceważyć, wystarczy przypomnieć sobie rok 2008, kiedy wygrali Puchar UEFA i zdobyli Super Puchar Europy pokonując Manchester United 2:1. 

Zenit jest liderem ligi rosyjskiej, Benfica plasuje się na drugim miejscu w Liga Zone Sagres. Pozycja klubów w ligach świadczy o tym, iż oba są w wysokiej formie.  Oj będzie się działo na Estadio da Luz.

Atrakcyjność: 9/10                         Mój typ: awans Benfica

Arsenal vs Milan 

Po zdeklasowaniu Arsenalu na San Siro gracze Milanu do Londynu jadą na wycieczkę. Dla Kanonierów jest to jeden z najsłabszych sezonów w erze Arsena Wengera. Głównym problemem klubu  z Emirates Stadium jest dziurawa obrona i sprzedaż kilku podstawowych zawodników w letnim oknie transferowym.

W zupełnie inne sytuacji jest A.C Milan. Rossoneri liderują w Serie A i są postrzegani jako jeden z faworytów do zdobycia Ligi Mistrzów. W fazie grupowej przegrali tylko jedno spotkanie po bardzo dobrej grze z FC Barceloną . O ich sile stanowią przede wszystkim K.P. Boateng, Robinho oraz Ibrahimovic.

Mecz w stolicy Londynu powinien być tylko formalnością dla piłkarzy Milanu, lecz dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe a cuda w footballu zdarzają się dość często.

Atrakcyjność: 6/10                         Mój typ: awans A.C. Milan

 APOEL vs Lyon

Apoel przegrał w pierwszym meczu na Stade Gerland z Lyonem 0:1, ale nie jest bez szans przed rewanżem u siebie. Cypryjczycy pokazali dobrą grę defensywną spryt i ostrożność. Brakowało tylko groźnych akcji ofensywnych. Na Cyprze z pewnością zobaczymy zupełnie inną drużynę. O jej sile przekonała się nie tylko Wisła Kraków, lecz także Porto i Zenit.

Lyon ma zaliczkę jednej bramki, lecz może ona nie wystarczyć do awansu, jeżeli piłkarze z Stade Gerland nie strzelą bramki, to na Cyprze to o awans może być ciężko.
Atrakcyjność: 7,5/10                      Mój typ: awans APOEL

FC Barcelona vs Bayer Leverkusen

Podobnie jak piłkarze A.C. Milan także gracze Bayernu Leverkusen jadą na wycieczkę, lecz nie do Londynu a  do stolicy Katalonii. Niemcy zwiedzą okoliczne muzea, zagrają mecz na legendarnym Camp Nou, wymienią się koszulkami z piłkarzami Blaugrany i pojadą do domu.  

Pierwszy mecz  pomimo ówczesnego „kryzysu” Barca wygrała w Leverkusen 3:1. Fani Blaugrany nie wyobrażają sobie porażki, a co dopiero odpadnięcia z rozgrywek na tym etapie. W  rewanżu gracze Pepa Guardioli spokojnie powinni dopełnić formalności i awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Atrakcyjność: 5/10                         Mój typ: awans FC Barcelona  

Spośród czterech zbliżających się spotkań godnym polecenia jest mecz Benfiki z Zenitem St. Petersburg.  W Portugalii na pewno zobaczymy kawał dobrego footballu. Emocje podczas meczu gwarantowane, a piłkarze obu drużyn będą trzymać nas w niepewności do ostatnich minut dwumeczu.

Podobnie jak w Lizbonie będzie w Nikozji. Piłkarze APOELu, choć już teraz zapisali się złotymi zgłoskami w historii klubu to nadal chcą sprawiać niespodzianki i wyeliminować Francuzów z gry o triumf w tych elitarnych rozgrywkach.

Jeżeli chcemy obejrzeć mecz, w którym wszystko jest rozstrzygnięte to zapraszam do Londynu i Barcelony. Oba kluby już w pierwszym spotkaniu zapewniły sobie awans do kolejnej fazy rozgrywek, a rewanżowe pojedynki będą tylko formalnością.

Ciąg dalszy nastąpi… ;D                                                                                                                                                             
MF

piątek, 2 marca 2012

Matura Probierza

W. Sierakowski/ Foto Sport

Mianowanie na stanowisku trenera Wisły Kraków Michała Probierza to duże zaskoczenie dla wszystkich kibiców. Wydawało się, że Kazimierz Moskal ma ugruntowaną pozycję w klubie z Reymonta, zwłaszcza po ostatnich wywiadach czy to z członkami zarządu klubu czy piłkarzami. Zatrudnienie byłego trenera Jagiellonii wyjaśnia natomiast dlaczego w Lechu Poznań  szansę dostał Mariusz Rumak. Najwidoczniej Probierz prowadził już zaawansowane rozmowy z Wisłą.

Dla klubu z Reymonta i młodego trenera to świetny układ. Drużynę Mistrza Polski z dołka, w jakim ewidentnie się znalazła, może wyprowadzić jedynie ktoś z wizją i pomysłem, a zarazem dość znanym już nazwisku no i będący z zewnątrz. Pomysł z Moskalem sprawdził się średnio, bo chociaż drużyna grała ładniej niż za Maaskanta to jednak brakowało zwycięstw i punktów, a to najważniejsze. Strefa medalowa oddala się coraz bardziej, a z nią europejskie puchary. Dla Probierza zatrudnienie w Wiśle to swoista matura, bo jeszcze nigdy nie prowadził drużyny o takiej renomie. Polonia Bytom, Widzew Łódź, ŁKS, Aris Saloniki to kluby raczej broniące się przed spadkiem niż walczące o europejskie puchary. Nawet z Jagiellonią Probierz znalazł się w nich na wyrost, bo potencjał kadrowy raczej na to nie pozwalał. Teraz, po raz pierwszy w karierze, każdy mecz będzie walką jedynie o trzy punkty, a jakikolwiek inny rezultat oznaczać będzie porażkę.Średnia 1,67 punktu na mecz jaką osiągnął z ŁKS czy 1,44 z czasów prowadzenia Jagi nikogo nie zadowoli. A wiadomo, że inaczej się gra w momencie kiedy najważniejsze jest gola nie stracić niż jak przede wszystkim tą bramkę chcemy zyskać.

Probierz powinien jednak poradzić sobie z drużyną Białej Gwiazdy. Od zawsze był uznawany za człowieka  z wielką ambicją i wysokim mniemaniem o sobie, więc nie przestraszy się żadnego z zawodników z Krakowa. Problemem jest fakt, że nie ma marginesu błędu. Musi wejść i zacząć wygrywać, najlepiej już w sobotę z Lechią Janasa. Odchodząc od głównego wątku wpisu może być to spotkanie byłego selekcjonera reprezentacji z jej przyszłym trenerem, bo przecież pracując w Jadze Probierz był do tego przymierzany. Teraz przechodząc do Wisły zrobił kolejny krok do celu, jakim zapewne jest założenie dresu z orłem na piersi.

PW